Cóż, tym razem nie zabierałam się za zbyt wiele nowych serii, a zamiast tego nadrobiłam trochę starszych tytułów.
Akatsuki no Yona
Ilość odcinków: ?
Ocena: 7
* trwające
Z początku Yona to dość zwyczajna, rozpieszczona księżniczka, ale biorąc pod uwagę to, co musiała następnie przejść, jakoś mi to nie przeszkadzało. Po ucieczce z zamku Yona nie zmienia się ot tak - zamyka się w sobie, przechodzi przez otępienie, by następnie stopniowo dochodzić do kolejnych wniosków kształtujących jej nową osobowość. Przy jej boku pozostaje oczywiście niezawodny, choć czasami dość ironiczny Hak. A co dalej? Jeszcze się przekonamy.
Wtrącane na początku zapowiedzi przyszłych wydarzeń pozwalały sądzić, że akcja rozwinie się całkiem szybko, tymczasem wszystko toczy się własnym rytmem - jest czas zarówno na nieco nagłych zmian, jak i dłuższe przemyślenia. Opening jest dość nietypowy (to sama melodia, bez słów), jednak pasuje do tej produkcji. "Akatsuki no Yona" jest sympatyczne i pełne humoru i choć z początku nieco je zaniedbywałam, ostatecznie się wciągnęłam.
Garo: Honoo no Kokuin
Ilość odcinków: 24
Ocena: 7
* trwające
Dziecko urodzone na stosie, polowanie na czarownice i czarowników, naprawdę ciekawa kreska (choć wymyślne zbroje trochę nie pasowały do średniowiecznej stylistyki), a do tego kilka odważniejszych scen (i to nie takich typu ecchi, za którymi, delikatnie mówiąc, nie przepadam) - to wszystko sprawiło, że byłam bardzo ciekawa tego anime.
Nie jest to jedna z produkcji ukazujących krystalicznie czystego, niepokonanego bohatera. Leon ma swoje chwile słabości, popełnia wiele błędów, powodu do walki szuka tam, gdzie nie powinien, wciąż się rozwija i nie jest to bezbolesna nauka.
Z początku horrory (tamtejsze demony) przywodziły mi na myśl akumy z
"D.Gray-man" i przyznam, że było w tym trochę racji.
Opening wpada w ucho. Lubię tego typu produkcje, więc oglądało mi się całkiem przyjemnie i niecierpliwie wyczekuję kolejnych odcinków.
Gugure! Kokkuri-san
Ilość odcinków: 12
Ocena: 5
Z początku sama nie wiedziałam, jak to z tą serią będzie. Znalazło się trochę obiecujących tematów, jednak to wszystko wciąż jeszcze mogło zostać zaprzepaszczone.
Mała, samotna dziewczynka prosi Kokkuriego, by odpowiedział na jej pytanie, jednak zamiast oczekiwanej odpowiedzi w formie zbioru znaków, bóstwo pojawia się we własnej osobie. Niezadowolona dziewczynka postanawia wypędzić przybysza, jednak ten, widząc jaki niezdrowy, samotny tryb życia prowadzi, postanawia się nią zaopiekować.
Tak oto rozpoczyna się nowe, pełne problemów życie Kokkuriego, a wraz z rozwojem fabuły dołączą do niego także inne postacie, które wprowadzą jeszcze więcej zamieszania. Cóż, bywało zabawnie, jednak ogólnie rzecz biorąc humor był na dość niskim poziomie. Znalazło się też trochę dość niesmacznych żartów. Anime pozostawiło sporo niedomkniętych wątków, dostajemy miszmasz różnych, niezbyt powiązanych ze sobą historii.
Opening z początku wydawał mi się dość dziwny, ale ostatecznie go polubiłam.
"Gugure! Kokkuri-san" nie zachwyca. Jest dość przeciętne, jednak da się je obejrzeć bez większych uszczerbków na psychice.
Kiseijuu: Sei no Kakuritsu
Ilość odcinków: 24
Ocena: 7
* trwające
Współpraca chłopca i zamieszkującego jego rękę pasożyta? Cóż, z pewnością jest to koncepcja inna od wszystkich, dlatego też postanowiłam dać tej serii szansę. Nie spodziewałam się wtedy, że będzie to jedno z tych anime, na których nowe odcinki będę wyczekiwała najbardziej.
Bardzo spodobał mi się pomysł na to anime. Współpraca Izumiego i pasożyta, jak by się można było spodziewać, nie przebiegała bezproblemowo - chłopakowi trudno było zaakceptować to, że zamiast ręki ma jednego z żywiących się ludźmi potworów (choć akurat Migi nie wykazywał takich zapędów), który w dodatku pozbawiony jest wszelkich ludzkich uczuć. Do tego dochodzi też niedająca spokoju świadomość, że jako jedyny wie, kto stoi za coraz liczniejszymi morderstwami. Poza tym, czy obecność pasożyta i na niego w jakiś sposób nie wpłynie?
Nieco zaskoczyło mnie (pozytywnie) dość nietypowe brzmienie
openingu (a może to po prostu ja nie trafiam na anime z tego typu muzyką?), z kolei
ending szybko wpada w ucho i bardzo przyjemnie się go słucha. Nie chcę się teraz za bardzo rozpisywać (może później pokuszę się o napisanie pełnej recenzji), dodam tylko, że nie mogę się doczekać kolejnych odcinków.
Mushishi Zoku Shou 2nd Season
Ilość odcinków: 10
Ocena: 8
Odnośnie tego anime nie miałam wątpliwości i wiedziałam, że na pewno je obejrzę. I... właściwie nie wiem, co więcej mogłabym napisać. "Mushishi" to po prostu "Mushishi" - kolejne ciekawie przedstawione historie, piękna ścieżka dźwiękowa, inny dla każdego odcinka ending, jak zawsze tajemniczy świat mushi.
Psycho-Pass 2
Ilość odcinków: 11
Ocena: 8
Pierwszą serię obejrzałam na krótko przed rozpoczęciem emisji drugiej i byłam bardzo ciekawa, co twórcy zaoferują nam tym razem. Byłam zadowolona z tego, że i tym razem za
opening odpowiadał jak zawsze świetny zespół Ling Tosite Sigure, a za
ending EGOIST, jednak było mi szkoda, że anime będzie liczbyć tylko 11 odcinków. Okazało się jednak, że ta ilość była dokładnie w sam raz i nie byłoby sensu przedłużać. Dzięki temu historia zachowuje szybkie tempo i nie brak tu nagłych zwrotów akcji. Nowy, nieuchwytny dla skanerów przestępca, w którego istnienie początkowo nikt nie wierzy, kolejne ideowe rozterki, a także intrygi knute w samym Biurze Bezpieczeństwa - wszystko to przedstawia się bardzo ciekawie. Nie inaczej jest w przypadku bohaterów, zarówno tych znanych z poprzedniej serii, jak i tych całkiem nowych. Uważam, że kontynuacja utrzymała poziom poprzedniej serii.
Bardzo kibicowałam Akane, więc tym bardziej irytowała mnie postawa nowej inspektor - Shimotsuki Miki i jej ślepa wiara w sprawiedliwość Sybilli. Właśnie taka była jednak jej rola, która ostatecznie wypadła bardzo przekonująco.
Shigatsu wa Kimi no Uso
Ilość odcinków: 22
Ocena: 7
* trwające
Tym, co przyciągnęło mnie do tego anime są bardzo przyjemna dla oka kreska (i barwna kolorystyka) oraz wyczuwalny od samego początku, niezwykle urzekający klimat całości. Nie brakuje tu dramatów - od traumy głównego bohatera, przez którą nie chce zasiadać przed pianino (czemu i tak nie może się oprzeć), po tłumione uczucia, sprawy zachowywane w sekrecie i tym podobne rzeczy. Mimo to
"Shigatsu wa Kimi no Uso" to niezwykle sympatyczna, pełna ciepła seria. A głównym tego powodem jest obecność Kaori - kochającej muzykę skrzypaczki, która swoją muzyką pragnie poruszać ludzkie serca (i nie, nie ma w tym nic pretensjonalnego). To właśnie ona nada barw monotonnemu dotąd życiu Kouseia i doda odwagi, by spróbował jeszcze raz, by nie rezygnował z tego, co kocha.
Może i nie jest idealnie, jednak naprawdę nie potrafię wymienić żadnych wad tego anime. Bywa uroczo, zabawnie, dramatycznie, smutno (oszczędzę Wam dalszego wymieniania). Z początku obawiałam się, że pojawi się trójkąt miłosny, na szczęście obecnie nic na to nie wskazuje. Nie można też zapomnieć o wszechobecnej muzyce - zarówno
openingu w wykonaniu Goose House, jak i licznym klasycznym utworom rozbrzmiewającym w całej serii.
Serie porzucone:
Orenchi no Furo Jijou
Ilość odcinków: 3/13
Właściwie sama nie wiem, dlaczego zdecydowałam się na to anime, po prostu zwiastun wydał mi się jakiś taki... sympatyczny? Cóż, szybko pozbyłam się tych złudzeń. Pierwszy odcinek nie miał w sobie nic, co by mnie zainteresowało, jednak skoro trwał tylko 4 minuty, postanowiłam obejrzeć jeszcze jeden i wtedy zdecydować, co dalej. A dalej też nie było zachwycająco, choć jakoś nie potrafiłam jednoznacznie odrzucić tego anime. Przynajmniej do trzeciego odcinka, kiedy już definitywnie zrezygnowałam.
A nieco mocniejsze brzmienie openingu było prawie zachęcające. Eh...